Tam, gdzie diabeł z Królem harcuje

Lato to wielki przepływ turystów w każdym zakątku naszego kraju. Każdy z nas chciałby jak najlepiej spędzić urlop, a później z przyjemnością go wspominać. Ten letni jest przeważnie urlopem najdłuższym, a czasami jedynym czasem prawdziwego odpoczynku w ciągu roku.

W górach, a w szczególności w Tatrach widać to doskonale. Lato i wczesna jesień sprzyjają lepszemu poznaniu uroków tego regionu. Niekoniecznie więc udają się tam ludzie będący wielkimi miłośnikami tatrzańskich szlaków. Po prostu jest to jeszcze jeden sposób na spędzenie wytęsknionego czasu wolnego. Taki sam jak każdy inny. A w każdym razie tak właśnie ten temat jest przez niektórych traktowany.

Cieszy myśl, że ludziom chce się ruszyć z domu, z koca plażowego czy hamaka na działce. I cieszy, że chcą w trakcie tego „pospolitego ruszenia” podziwiać zapierającą dech w piersiach urodę Tatr. Piękno to ma jednak też swoje groźne oblicze.

Tam, gdzie diabeł z Królem harcuje

Giewont – „Święta Góra Ceprów”

Giewont jest takim właśnie groźnym dla górskich wędrowców miejscem. A mimo to w sezonie letnim, w trakcie dobrej (często tylko pozornie) pogody są ogromne kolejki do wejścia. Wchodzą dosłownie wszyscy i w każdym wieku oraz w bardzo zróżnicowanej kondycji fizycznej. Zwodniczo proste podejście nie zwalnia z pamiętania o tym, że tak jak w każdym innym górskim rejonie trzeba zachować zdrowy rozsądek i daleko posuniętą ostrożność.

Szczyt ten nie ma zbyt imponującej jak na tatrzańskie standardy wysokości. Działa jednak na wyobraźnię urlopowicza jak żadna inna góra. O ile rozpoznanie innego masywu może być zbyt trudne, o tyle sylwetki „Śpiącego Rycerza” nie można pomylić z żadną inną. Charakterystyczny w kształcie i do tego z 15-metrowym krzyżem na szczycie, jest także doskonale widoczny z każdego zakątka Zakopanego. Zasłania Tatry Zachodnie, gdy patrzymy na niego od strony stolicy Tatr właśnie. Z perspektywy Krupówek sprawia więc wrażenie najwyższego szczytu tego pasma.

„Z każdej prawie chaty Giewonta widać, toteż słusznie mu się należy tytuł króla zakopiańskiego”. Tak pisał o nim w 1880 roku Walery Eljasz-Radzikowski – malarz, fotograf i popularyzator regionu tatrzańskiego.

Dlatego tak często pojawia się myśl, że jest bliski i łagodny. Niby „król”, a jednak jakiś taki swój. Nic bardziej mylnego, jak często przekonują się ci, którzy ulegli temu wrażeniu.


Giewont – „Święta Góra Ceprów”

Nawet bardziej doświadczeni turyści ulegają złudzeniu, że dadzą sobie radę. Bo przecież to nic trudnego skoro wszyscy tam idą. Ot! Taki spacer, tyle że z pięknymi widokami.

Nazywa się to w psychologii efektem Dunninga-Krugera. Jest to mechanizm, według którego im mniejsza jest nasza wiedza w danej dziedzinie, tym bardziej pewnie się w niej czujemy.

Jeżeli więc turysta ulegający sile przyciągania tej pięknej góry wychodzi na szlak, to jest w wielkim niebezpieczeństwie. Choć kompletnie nie ma o tym pojęcia, bo idąc na wędrówkę, której celem jest zdobycie szczytu, absolutnie tego nie dostrzega.

Jest też druga strona tego medalu – ludzie znający się na rzeczy, potrafiący przewidzieć niebezpieczeństwo często dmuchają na zimne i zabezpieczają się niejako na zapas. Nie do końca też ufają swoim możliwościom. Taki rodzaj przesady raczej nikomu nie szkodzi. Wprost przeciwnie. Warto posłuchać bardziej doświadczonych w tej materii, a nie wyśmiewać czy wręcz ignorować mądre uwagi tych ostrożniejszych.

Uwodzenie turysty

Giewont jest masywem górskim o długości 2,7 kilometra oraz wysokości 1894 m.n.p.m. (Wielki Giewont). Strona południowa jest łagodniejsza i tam też wyznaczone są szlaki turystyczne. Od północy są piękne przejścia wspinaczkowe, ale TPN nie zezwala na nią, ponieważ znajdują się one w obszarze ścisłej ochrony.

Jakimkolwiek szlakiem nie zaczniemy naszej wędrówki, zawsze na koniec zostanie nam wspinaczka na szczyt przy pomocy łańcuchów. Ten odcinek jest najbardziej niebezpieczny, dlatego też są tam takie ułatwienia. Ponieważ w sezonie turystycznym jest wielu chętnym, należy cierpliwie poczekać na swoją kolej. Oprócz ilości ludzi przy podejściu ważnym elementem powodującym zatory na Giewoncie jest fakt, że na samym szczycie, przy krzyżu jest po prostu niewiele miejsca. Każdy wszak chce się, chociaż na chwilę zatrzymać. Będąc tam, należy pamiętać o ostrożnym poruszaniu się w mrowiu ludzi, żeby nie spaść po prostu. A jak tu zrobić ładne selfie z czyjąś nogą, ręką? No, jak? Żeby zadumać się nad widokami czy cieszyć w spokoju własnym zwycięstwem, nie ma mowy.

Znajdą się też tacy, którzy zniecierpliwieni tłokiem przy wspinaczce, schodzą, zbaczając ze szlaków, np. bardzo niebezpiecznym Żlebem Kirkora. Bo widok z góry przy dobrej pogodzie też bywa zwodniczy- wszystko wydaje się tak bardzo na wyciągnięcie ręki…

Natomiast wyznaczone do tego zejście też odbywa się przy pomocy łańcuchów, tyle tylko, że jest to ścieżka obok tej wejściowej. Gdyby było inaczej, zrobiłby się nieprawdopodobny zator, a zdobycie Giewontu byłoby dla wielu praktycznie niemożliwe. Na szlaku prowadzącym na Giewont i na samym szczycie dochodzi do wielu akcji ratowniczych TOPR.

Nie tylko jednak ilość ludzi jest powodem tych interwencji. Łańcuchy i krzyż na szczycie ściągają pioruny. Natomiast masyw Giewontu budują przede wszystkim wapienie, łatwo ulegające erozji, a co za tym idzie obluzowaniu. Wszystkie te czynniki powodują, że z Giewontem trzeba obchodzić się ostrożnie.


Uwodzenie turysty

Sierpniowy koszmar

Niestety, 22 sierpnia 2019 roku zdarzyło się to, co musiało się wydarzyć. Burza, lawina skalna oraz wywołana tym wszystkim panika zabiła cztery osoby, a ponad 150 odniosło obrażenia. Może poszkodowanych byłoby mniej, gdyby do działania żywiołu nie trzeba by było dodawać lekceważenia niebezpieczeństwa ze strony wielu turystów.

Obecnie mamy tyle możliwości prowadzenia stanu pogody w rejonie, w którym się znajdujemy. I gdzie jak gdzie, ale w górach nie ma nic ważniejszego dla naszego bezpieczeństwa niż warunki meteo. Warto po prostu je sprawdzić przed wyjściem, przyjrzeć się uważnie i przeanalizować planowany szlak pod kątem naszych możliwości i prognozy właśnie.

Z tego, co już teraz wiadomo, to około pół godziny przed pojawieniem się pioruna, który uderzył w skały i łańcuchy, zbliżająca się burzę było bardzo dobrze słychać w tym rejonie. Wiele rozsądnych osób wycofało się i zaczęło schodzić. Nie wszyscy, pomimo zbliżającego się niebezpieczeństwa, to uczynili. I nie wszyscy, którzy jednak próbowali, zdążyli udać się w bezpieczniejsze miejsce.

Remont szlaku i amatorzy mandatów

Ponieważ po sierpniowej burzy szlak został bardzo mocno zniszczony, trzeba go było naprawić. Zainstalowano między innymi nowe łańcuchy. Ułożono także nową ścieżkę w śladzie starej, mocno już naruszonej. Na kopule szczytowej żywioł spowodował obluzowanie odłamków skalnych- usunięto więc niektóre z nich dla bezpieczeństwa turystów. Szlak został ponownie otwarty pod koniec września tego roku. Niestety, zdarzały się przypadki wcześniejszego wchodzenia, pomimo doskonale widocznych zakazów. Ludzie wykorzystywali na przykład chwile, kiedy ze względu na zbliżającą się burzę (!) odwoływani byli strażnicy z tego rejonu. Na szczęście te przejawy skrajnej głupoty nie skończyły się znowu tragedią.

Nastąpił już koniec wakacyjnych wyjazdów, na dodatek w górach pojawił się śnieg. Nie jest to zaskakujące zjawisko o tej porze roku, ale dość mocno ogranicza masowy napływ turystów. Jednak nadal przybywają i przybywać tam będą amatorzy wędrówek po Tatrach. Lepiej lub gorzej do tego przygotowani. W każdym tego słowa znaczeniu.

Natomiast ratownicy TOPR wiedzą, że dla nich sezon nie kończy się nigdy. I jeszcze nie raz udadzą się w rejon Giewontu, by komuś pomóc. Oby nie musiała to być interwencja w tak tragicznym okolicznościach, jak ta, która miała miejsce w sierpniu.

Maria Pawlikowska- Jasnorzewska tak pisała w swoim wierszu „Krzyż na Giewoncie”:

„Trzęsą nim fujawice przez stycznie i marce, a wśród żelaznych wiązań diabeł sprawia harce…”

Pamiętajmy o tym nie tylko w wymienionych przez poetkę miesiącach.